środa, 31 października 2012

1. W twoich rękach moje szczęście.

Ksenia od dwóch lat jest wolontariuszką w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Rybniku i od dwóch lat niemal codziennie mnie zaskakuje. Jest artystką. Snuje się po domu zupełnie oderwana od rzeczywistości, jej rozmarzone spojrzenie prześlizguje się po mnie jak po jednym z mebli, a zwraca na mnie uwagę tylko wtedy kiedy przy malowaniu podsuwam jej pod nos kolejną porcję kanapek i kawę (dwie i pół łyżeczki, bez cukru), ale mimo wszystko ją kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Mieszkania bez zapachu jej olejnych farb, które czasami znajduję nawet w lodówce, kanapy bez czarnych plam atramentu, pościeli niewysmarowanej suchymi pastelami, którymi najlepiej maluje jej się w łóżku... Nie widzę powrotów do domu gdy nie wita mnie ze swoim dziecięcym entuzjazmem, ani okropnie przypalonych obiadów o których zawsze zapomina ("Michałku, kochanie, malowałam!"). Nie umiałbym nawet oglądać wieczornych wiadomości, gdyby nie siedziała na dywanie oparta o moje kolana i nie dźgała mnie co chwilę grafitowym ołówkiem, żebym wyłączył i zajął się w końcu nią, bo ma dosyć tej "bandy oszołomów, która nie wie co się tak naprawdę dzieje" i potrzebuje, żeby ktoś ją przytulił. Natychmiast.
Ksenia większość dnia spędza w łóżku, uaktywniając się dopiero koło 15.00, kiedy wychodzę na trening i zostawiam ją samą. Wtedy wypija litr mocnej kawy (na pusty żołądek, bo jest kulinarnym beztalenciem, a poza tym nie ma głowy do tak przyziemnych spraw jak śniadanie), włącza Skrzypka na dachu i zaczyna malować. Kiedy brakuje jej pomysłu wsiada w autobus, przyjeżdża do mnie pod halę i każe się zawieść za miasto, nieważne czy świeci słońce i jest upał, czy termometr wskazuje minus dwadzieścia i sypie śnieg. Czasem budzi mnie w środku nocy tylko dlatego, że wreszcie zgłodniała i ma ochotę na naleśniki z dżemem brzoskwiniowym. Jak skończony idiota zwlekam się wtedy z łóżka, biegnę do całodobowego, bo lodówka jak zwykle świeci pustkami i kocham te momenty, kiedy na wpół śpiąc smażę naleśniki słuchając jej opowieści o nowych obrazach.
- Aniołem jesteś, wiesz? - dowiaduję się, gdy stawiam przed nią talerz i śmiać mi się chce, bo mówi tak za każdym razem kiedy nie pozwalam jej umrzeć z głodu. - I kocham cię, bardzo, bardzo, bardzo. - w tym momencie zwykle wraca do rzeczywistości i z przerażeniem w oczach wygania mnie do spania, bo przecież rano muszę wstać na trening.
Od czasu do czasu za dosłownie parę groszy uczy jakieś nadambitne dzieciaki rysunku technicznego, którym szczerze gardzi i który dołuje ją do tego stopnia, że potem przez cały wieczór bezmyślnie wpatruje się w grający telewizor z wyłączonym dźwiękiem. Przez pewien czas była też nauczycielką plastyki, ale ma do tej pracy stanowczo za dobre serce i jest zbyt niezorganizowana, żeby zajmować się czymś takim jak sprawdzanie obecności czy wystawianie ocen, więc ostatecznie raz do roku zgadza się poprowadzić warsztaty organizowane przez Młodzieżowy Dom Kultury, choć i tak twierdzi, że marnuje czas który mogłaby poświęcić dzieciakom w szpitalu.
Jaka jest jeszcze? Jest bezsprzecznie stworzeniem domowym i nie znosi wychylać nosa z mieszkania, kiedy nic jej do tego nie zmusza. Tym bardziej nie wiem jak udało mi się do niej zbliżyć na tyle, żeby zgodziła się zostawić swoją kawalerkę i zamieszkać u mnie bez zabierania starego, wytartego dywanu, okropnego koca w indyjskie wzorki i uschniętego kaktusa. Tak, ususzyła kaktusa. A poza tym wszystkim... poza tym wszystkim jest moim Szczęściem. Nawet z pędzlami w szufladzie na skarpetki.

Hm, możecie się przywitać z Ksenią i weekendową niespodzianką. 
Tylko nie spodziewajcie się cudów. Powroty nie są łatwe.


poniedziałek, 1 października 2012

Setki Chwil

Coś, kiedyś, prawie na pewno. Może całkiem niedługo, a może jeszcze trochę to potrwa, ale jesteśmy - ja i Setki Chwil - na dobrej drodze.